Naszą
przygodę z Basią rozpoczęłyśmy przez przypadek – w czasie jednej z naszych
ukochanych wizyt w księgarni w nasze ręce trafiła książka „Basia i
przedszkole”.
Przygody niebanalnej dziewczynki zrobiły na nas ogromne wrażenie
i zachęciły do dalszych wizyt w świecie
Baśki.
Tytułowa
bohaterka nie jest grzeczną córeczką mamusi – ma swoje zdanie, różne humory i niewiarygodne
pomysły. Wszystko to sprawia, że opowieści o codziennym życiu jej rodziny są niezwykle
wciągające.
Naszym
kolejnym krokiem był zakup „Wielkiej księgi Baśki”.
Jest to zbiór krótkich
opowiadań z życia Basi i jej rodziny podzielonej na cztery części – pory roku.
Paula „zbzikowała” na punkcie tej książki – codziennie przed snem czytałyśmy co
najmniej 4 opowiadań. Po kilku tygodniach znała je już na pamięć do tego stopnia, że gdy
zmieniałam choć jeden wyraz natychmiast protestowała i mnie poprawiała. Przez wiele tygodni nie mogłam
przemycić jej żadnej innej książki. Do tej pory bardzo często sięgamy po tę
lekturę.
Choć Paula jest nieco młodsza od
książkowej Basi i nie chodzi jeszcze do przedszkola, to bardzo identyfikowała
się z książkową bohaterką.
Kolejnym niewątpliwym plusem tej
książki jest to, że w przyjazny dziecku sposób tłumaczy wiele, czasem trudnych, sytuacji
życiowych, ale także pokazuje jak radzić sobie z nimi radzić.
Książka ma też zaskakujący wymiar
edukacyjny – jedną z ulubionych opowieści Pauli nosi tytuł „Basia i bakterie”,
dzięki której moje dziecko odkryło świat niewidocznych gołym okiem istot.

Czytanie tej książki kończyło się
zawsze wnikliwą analizą drzewa genealogicznego rodziny i przyjaciół Basi, które
jest humorystycznie zilustrowane na końcu książki.
Dla mnie książka ta spełnia
jeszcze jedną bardzo ważną funkcję – pokazuje jak wygląda życie w dużej
rodzinie. Dla Pauli, która jest jedynaczką, była to niezwykła lekcja, po której
miała różne przemyślenia – np. „Jak wspaniale jest mieć siostrę – można z nią
grać w gry”.
Jedynym minusem jest fakt, że w
wielu miejsca w książce Basia powtarza słowo „głupi” odmieniane na wiele
sposobów. Nieuważnie kilkukrotnie przeczytałam
to słowo i okazało się, że Paula je szybko podchwyciła. Nauczona
doświadczeniem przy kolejnych czytania omijam lub zmieniam to słowo.
Na fali miłości do Basi i jej
rodzinki zakupiłyśmy audiobook czytany przez Marię Seweryn. To był również
strzał w dziesiątkę. Podczas ferii zimowych odbyłyśmy podróż samochodem z Gdyni
do Zakopanego i Basia była naszym wiernym towarzyszem. Maria Seweryn czyta
niesamowicie – niezwykle sugestywnie i barwnie. Wiem, że jej interpretacja nie wszystkim
się podoba, ale nam wyjątkowo przypadła do gustu.
Jak wcześniej wspomniałam, moja
córka chciałaby mieć siostrę, głównie ze względu na fakt, że miałaby z kim grać
w gry. Uwielbiamy wszelkie gry! Moja córka powiedziała mi ostatnio, że jest „ekspertem od gier” – moim
zdaniem jest w tym stwierdzeniu dużo prawdy.
W związku z naszym pociągiem do
gier, naszej uwadze nie uszła gra, której bohaterką jest książkowa Basia.

Gra „Basia łap kolory” robi bardzo dobre wrażenie –
poręczne kwadratowe pudełko, dobrej jakości komponenty, no i oczywiście Basia!
W środku znajdujemy:
12 kart Basi (10 podstawowych i 2 do wersji rozszerzonej)
50 obrazków
40 żetonów postaci (Basia, Anielka, Titi, Janek)
Ilość graczy: od 2 do 4
Czas gry: ok 15min
Wiek: 5+
Instrukcja dzięki dużej ilości rysunków
jest bardzo czytelna. W związku z tym, że Paula ma 3 lata rozpoczęłyśmy od
zaimprowizowanych zasad. Na bieżąco wymyślałam zabawy – poczynając od gry w
odnajdowanie kolorów: układamy klocki kolorową stroną do dołu. Każdy z graczy dostaje żetony w różnych kolorach z
buźkami bohaterów. Zadanie polega na tym, by jak najszybciej ułożyć swoje
żetony na kafelkach, tak by kolor żetonu zgadzał się z kolorem przedmiotu na
kafelku. Następnie odwracamy kafelki i sprawdzamy czy dobrze wytypowaliśmy.
Śmiechu przy tej zabawie jest co nie
miara – liczy się szybkość i refleks.
Gra jest doskonałym materiałem do
sprawdzenia czy dziecko zna nazwy kolorów i wie, jakiego koloru jest dany
przedmiot. Przy okazji powtarzałyśmy nazwy kolorów po angielsku.
Bawiłyśmy się też w zagadki –
rozkładamy wszystkie klocki kolorowym rysunkiem do dołu i zadajemy sobie
nawzajem zagadki, np. „to jest czerwony, mały owoc” lub „jest to duży owoc z twardą zieloną
skorupą, a w środku ma czerwony miąższ”. Świetne ćwiczenie mowy opowieściowej.
Wtedy przeszłyśmy do wersji rozgrywki opisanej w instrukcji.
Z małymi podpowiedziami Paula szybko pojęła o co chodzi i zabawa była świetna.
Gra
łączy w sobie prawdziwą przyjemność
grania, dużą dozę edukacji, jest także świetnym ćwiczeniem kreatywności.
Myślę,
że nasza przygoda z Basią potrwa jeszcze długo, bo póki co Paula często do niej
wraca.